poniedziałek, 23 lipca 2018

2. Powracające wspomnienia




- O, kurwa

McCree ukradkiem zerknął na dziewczynę. Normalnie by się zaśmiał i nawet miał na to ochotę, ale sytuacja była ciut poważna. On jednak nie okazywał zdenerwowania. Był tak pewnym siebie arogantem, że drwił sobie z tego całego gangu. Przywarli do siebie plecami.
„No dawaj Jesse. Przyceluj, wiem że potrafisz” – myślała Sombra.
Szef Los Muertos, który wyszedł z szeregu zamachnął się kijem bejsbolowym i w tym momencie kowboj, sprawnym ruchem wyciągnął swojego rozjemcę.

- Jeden ruch i zginiecie tu wszyscy – rzekł, celując prosto w czoło bandziorowi, który zamarł w bezruchu.

Sombra zachichotała. Chociaż stała plecami do nich i aktualnie mierzyła się wzrokiem z inną członkinią gangu to wyobraziła sobie jak śmiesznie musiał wyglądać teraz ten z kijem. Kobieta z którą toczyła niewypowiedzianą bitwę zrezygnowała z tej zabawy i tym razem to ona zamachnęła się by oddać cios. Olivia ze swoim świetnym refleksem, natychmiast padła na ziemię, niestety przez co McCree dostał w ramię i upuścił rewolwer. Zmrożony do tej pory gangster już nie wahał się i uderzył go w głowę. Kowboj upadł na ziemię powalony przez tępy ból w skroni. Jego kapelusz przeleciał kilka metrów obok. Czuł na brzuchu i głowie kopanie i uderzenia kijów. Sombra korzystając z tego zamieszania użyła niewidzialności i wybiegła z kręgu.

- O nie, tak się nie bawimy – skomentowała widząc, co dzieje się z kowbojem – Impuls elektromagnetyczny aktywowany!

***

Załamanie między wieczorem, a nocą tego dnia było wyjątkowo chłodne. Zbliżała się zima, więc dni były coraz krótsze. Wysoka, szczupła kobieta z promieniejącym uśmiechem na ustach przemierzała ulice Paryża. W obu rękach niosła po kilka toreb z ciuchami, butami i kosmetykami. Lubiła modę, ładnie wyglądać i się ubierać. Nie była przy tym jednak próżna, ot takie hobby na poprawę humoru. Wracała właśnie do domu. Nie mogła się doczekać aż pokaże swojemu ukochanemu mężowi co sobie kupiła. Uwielbiał oglądać ją taką uśmiechniętą, kiedy opowiadała, co do czego może dopasować. Powoli opuszczała oświetloną ulicę główną by skręcić w mniej oświetloną uliczkę, prowadzącą do ich domu. Usłyszała nagle głośny dźwięk upadającego metalu. Przeraziła się i natychmiast obróciła za siebie. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła znajomą kotkę sąsiadów. Skoczyła na przydrożny kontener, co wywołało hałas. Piękna, śnieżnobiała kotka widząc znajomą osobę, zeskoczyła na ziemię i podeszła. Kobieta uśmiechnęła się, przykucnęła i odłożyła jedną część toreb by wolną ręką móc pogłaskać sąsiadkę.

- Co Ty tutaj robisz tak późno, kochana? – zapytała mierzwiąc jej sierść na małej główce.

I wtem przed nią coś zmaterializowało się, opiewając ciemnofioletowym dymem. Natychmiast podniosła głowę do góry i krzyknęła na całe gardło. Stała nad nią postać ubrana w czarny płaszcz, która zamiast twarzy miała gołą czaszkę, a na niej kaptur. Jej krzyk jednak nie trwał zbyt długo, ponieważ poczuła mocne uderzenie w tył głowy. Czuła jak traci przytomność, a ostatnie co zarejestrowała w zamglonym krajobrazie, była ta przerażająca postać żywej śmierci…
Kobieta nagle obudziła się, prostując do pozycji siedzącej i głośno wciągając powietrze. Do jej pokoju wpadało jasne światło pełni księżyca. Jej sine czoło okalane było grubymi kroplami potu, mina wskazywała bliżej nieokreślone połączenie przerażenia i szoku, a z rozwartych ust słychać było nerwowe wydechy. Złapała się za czoło, a drugą ręką zdjęła z siebie cienką, gładką kołdrę. Podeszła do lustra. Chociaż dookoła panował mrok, jej szafranowe tęczówki jaśniały w szklanym odbiciu. Dziwnie było widzieć ją w takim stanie. Szybkie bicie serca spowodowane snem, sprawiło, że jej cera była nieco mniej sina. Po chwili jednak uspokoiła się. Z twarzy Amelie zszedł jakikolwiek grymas emocji, zastąpiony codziennym wyrazem spokojnej obojętności, w niektórych sytuacjach ewentualnie lekkiego szyderstwa. Położyła się z powrotem, zupełnie przekonana, że nic się nie stało, choć nie pamiętała, kiedy ostatnio cokolwiek jej się śniło.

***

Wyładowanie energii sprawiło, że członkowie Los Muertos upuścili kije i pozakrywali uszy. Piszczenie w bębenkach było nie do zniesienia. Sombra podbiegła po leżącą niedaleko broń Jessiego i rzuciła mu ją. Kowboj, który nie zdążył jeszcze oberwać na tyle, by zemdleć złapał ją wyciągając rękę w powietrze. Na łokciach wyczołgał się z kręgu, oparł o najbliższą ścianę i przycelował w gangusów. Kilka sekund i cała ulica zabrzmiała w hukach wystrzałów. Wszyscy obecni członkowie gangu padli trupem. Nastała chwila absolutnej ciszy i bezruchu. Olivia popatrzyła chwilę na byłych sojuszników, po czym podbiegła do rannego McCree.

- No chodź, musisz jechać do szpitala – powiedziała, kiedy zakładała sobie jego ramię na plecy by pomóc mu wstać.

- Nie trzeba – odpowiedział, odrzucając jej pomoc.

Wstał na własne nogi, po czym wyminął ją i zaczął iść w tylko znanym sobie kierunku. Trzymał się za brzuch, szedł dosyć kulawo, a ze skroni kapała mu krew. Kobieta popatrzyła na leżący, bezpański kapelusz, więc chwyciła go i pobiegła za kowbojem.

- Przecież Cię tak nie zostawię! Daj sobie pomóc – naciskała, po czym znów zarzuciła sobie jego ramię za swoje.

Nic nie odpowiedział, po prostu pozwolił się prowadzić. Daleko jednak nie zaszli, gdy drogę zajechały im radiowozy. Cała uliczka jaśniała teraz w światłach kogutów, wydobywających się z co najmniej pięciu samochodów, z których wysiadali mężczyźni ubrani w służbowe, beżowe mundury. Każdy z nich miał podobny kapelusz, co McCree.

- Musimy uciekać! – krzyknęła Sombra, choć doskonale wiedziała, że nie musieli.

- Nie – odpowiedział mężczyzna – Ja zostaję, Ty nic nie zrobiłaś.

„Oj nie masz pojęcia, ile zrobiłam” pomyślała ironicznie. Ale nie miało to teraz żadnego znaczenia i tak nikt, a szczególnie jakaś tam miejscowa policja, nie dotrze do tego kim ona jest i za jakie rzeczy jest odpowiedzialna. Szeryf podbiegł do nich i wyszarpał dziewczynie jej dzielnego kowboja. Spojrzała się na niego złowieszczo, nabierając przy okazji na twarzy czerwonej barwy, ale nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ zaczepił ją funkcjonariusz.

- Pani pójdzie ze mną – rzekł młody, najpewniej początkujący policjant.
W odpowiedzi przewróciła tylko oczami. Wiedziała, że na więcej nie może sobie pozwolić. W końcu była słodką, miłą i przede wszystkim uznawana za zaginioną Amy Ramirez. Udała się więc z facetem, z urodą godną tych gości ze „Słonecznego Patrolu”, do jednego z radiowozów.
Jesse natomiast, porwany przez szeryfa, mimo bólu i ran, cofnął się z nim do miejsca zdarzenia. Mężczyzna w służbowym mundurze popatrzył na trupy gangusów.

- To na pewno było konieczne?

McCree popatrzył na niego  jak na idiotę. Ledwo chodził, obolały, czuł, że zaraz zemdleje. Gdyby nie ta tajemnicza kobieta, to na pewno by go zabili. A dookoła nich leżały zakrwawione kije bejsbolowe, nie to na pewno nie było, kurwa konieczne. Nic nie odpowiedział, bo po pierwsze nie rozmawia z debilami, po drugie nie miał na to w ogóle siły. Dokoła nich zebrali się pozostali funkcjonariusze.

- Karetka już jedzie, niech pan pójdzie ze mną, to poczekamy w radiowozie – powiedział do Jessiego jeden z nich.
Ten bez słowa kiwnął głową i udał się za mężczyzną. Pozostali zabrali się do zabezpieczenia miejsca zbrodni, by zacząć śledztwo.

***




Mężczyzna z wyjątkowo zarośniętą brodą, powoli przebudzał się. W zamglonym widoku zaczęła kształtować mu się jakaś postać. Coś, jakby anioł. Taak… Patrzyła na niego piękna postać anioła o blond włosach i niebieskich oczach. Zamrugał dwa razy. Widok wyostrzył się.

- Angela ! – krzyknął prostując się i łapiąc kobietę za nadgarstek, ponieważ jej dłoń spoczywała aktualnie na jego czole.

- Spokojnie Jesse – odpowiedziała łagodnym głosem i delikatnie drugą dłonią popchnęła jego klatkę piersiową.

Chociaż, oczywiście był dużo silniejszy od niej, natychmiast poddał się jej woli. Wypuścił jej rękę i opadł na poduszkę.

- Co Ty tutaj robisz? – zapytał.

- Mogłabym zapytać o to samo – zachichotała uroczo.

- Racja… Ale chyba już wiesz, Pani doktor – odpowiedział zawadiacko.

- To prawda – rzekła, ale z jej twarzy zszedł uśmiech – Po rozpadzie Overwatch, podróżuję po świecie i nauczam lekarzy nanotechnologii.

- Taaak… to nie raz uratowało mi skórę – stwierdził McCree, który przy okazji znów rozjaśnił lekarkę.

Zaśmiała się promiennie, po czym chwyciła jego dłoń i spojrzała mu w oczy.

- Tęsknię za starymi przyjaciółmi - rzekła z widocznie wymalowanym, powracającym wspomnieniem na twarzy.

- Ja też, Angelo – odpowiedział ściskając jej delikatną dłoń.

W tym momencie ktoś wszedł do Sali. Łaska szybko zabrała rękę, uznając, że to nieprofesjonalne wobec grona lekarskiego. Nie uszło to uwadze Sombry. Przez ułamek sekundy patrzyła na miejsce, w którym ich dłonie były złączone by zaraz spojrzeć w oczy pani doktor.

- Pani Ramirez ! Jak się pani czuje? – zapytała czule Ziegler podchodząc do niej.

- Ramirez? – szepnął do siebie McCree.

- Dobrze, dziękuję – odpowiedziała zdobywając się na najbardziej nieszczery uśmiech w życiu.

- To świetnie. Zajrzę do was później – rzekła i posłała ostatni uśmiech swojemu dawnemu przyjacielowi.

Kiedy znikła za drzwiami, Sombra natychmiast usiadła przy rannym kowboju.

- Nic Ci nie jest? – zapytała przejmująco.

- Nie… - odpowiedział niby patrząc jej w oczy, a jednocześnie był w innym świecie – Masz niesamowity kolor oczu. Fioletowe.

Olivia była tak zaszokowana nagłym wyznaniem, że o mało by nie spadła z krzesła. I co miała odpowiedzieć? Że jej tęczówki nabrały takiej barwy po wszystkich modyfikacjach swojego ciała?

- A tak… Są dość niecodzienne – stwierdziła krótko – Słuchaj ja… Muszę Ci coś powiedzeć.

Sombra uznała, że musi działać. Dała się zbić z tropu jego… komplementem? Chyba można to tak nazwać.

- Nazywasz się Ramirez? – zapytał Jesse, wyprzedzając jej myśli.

- Tak. Nie spotkaliśmy się przypadkiem – odpowiedziała i wstała.
Podeszła do okna, udając, że zbiera się w sobie na jakieś bardzo ciężkie wyznanie. Popatrzyła przez chwilę na krajobraz widoczny z trzeciego piętra. Na dworze było pięknie, mimo zimna. Tutaj było na odwrót. Zimne ściany i jarzeniówki sprawiały, że było tu przygnębiająco, choć od kaloryferów biło ciepło.

- Nie widzieliśmy się wcześniej i nie wiedziałabym o Twoim istnieniu, gdyby nie pewien przypadek – zaczęła wciąż skupiona na widoku za oknem, odwrócona od niego plecami.
Jesse podniósł się by usiąść by uważniej skupić się na jej opowieści.

- Byłam narzeczoną Willa McCree. Ale pewnego dnia miałam wypadek. Stałam na pasach, nie pamiętam, gdzie wtedy szłam. Gdy zapaliło mi się zielone światło, kierowca myślał, że jeszcze się wyrobi na zakręcie, nie zauważył mnie i mnie potrącił. Siła uderzenia odepchnęła mnie na najbliższą latarnię w którą uderzyłam głową – zatrzymała się na chwilę, by odwrócić się i spojrzeć na niego, słuchał uważnie – Obudziłam się w czyimś domu. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ale też nie wiedziałam, gdzie powinnam być, ani jak się nazywam. Byłam w domu mężczyzny, który podawał się za mojego męża i uwierzyłam mu, bo miał nasze wspólne zdjęcia. Opowiedział mi o mnie wszystko, co lubię jeść, co nie i okazało się, że faktycznie tak jest. Opowiedział mi też o wypadku, ale nie chciał żebym szła do szpitala. Właściwie, nie wypuszczał mnie z domu. Był zaborczy, zazdrosny, czasami agresywny. Ale po paru latach pamięć zaczęła wracać. Przypomniałam sobie o Willu. Zadzwoniłam po policję, zabrano mnie do szpitala, gdzie lekarze pomogli mi odzyskać skrawki pamięci. Mężczyzna z którym mieszkałam był moim przyjacielem od piaskownicy, ale jak się okazało, także posiadający obsesję na moim punkcie. Po mistrzowsku wykorzystał sytuację, w której się znalazłam. Dowiedziałam się także, że mój narzeczony nie żyje. Przyjechałam tutaj do Dorado, w nadziei, że znajdę tu jego rodzinę, bo moja nie żyje. I już wiesz, co wydarzyło się dalej – zakończyła, pozostawiając w powietrzu atmosferę konsternacji.

Jesse słuchał tej historii jak zaczarowany. Opowiadała z takim przejęciem. Czy on naprawdę widział teraz przed sobą kobietę, której szukał tyle czasu? Czy to naprawdę była Amy Ramirez?

- Nic nie powiesz? – zapytała z nadzieją.
I tym pytaniem kupiła go. Gdy patrzył w jej smutne oczy, błagające o zrozumienie, poczuł ile ta dziewczyna musiała przejść. A tak bardzo zależało mu na tym, by ją odnaleźć, że uwierzył. Poza tym, Angela zwróciła się do niej „Ramirez”, a komu, jak komu lekarzowi trzeba zaufać. Pozostawało tylko jedno pytanie.

- Skąd wiedziałaś, kim jestem?

- Nie wiedziałam. Kiedy Cię zobaczyłam, w pierwszej chwili pomyślałam, że to Will, ale on by mnie rozpoznał. Dopiero tutaj powiedziano mi, że jesteś jego bratem. Najpierw rozdzielono was, a potem nas. Mój biedny, kochany Will… - odpowiedziała Sombra na końcu udawanie szlochając.

McCree wyciągnął ramiona w jej stronę.

- Chodź.

1. Kowboj i dama w opałach





Pierwszy rozdział dedykuję mojej wspaniałej przyjaciółce Wiktorii <3

Pierwszy rozdział dedykuję mojej wspaniałej przyjaciółce Wiktorii <3
****
Mężczyzna przekręcił się w średnio wygodnym łóżku, niechcący zrzucając z siebie kołdrę. Ruch spadającej pościeli zbudził go ze snu. Był bardzo czujny... Przynajmniej za takiego się uważał, bo jak wiemy pewna hakerka do cna wykorzystała jego nieomylną czujność. Przetarł sklejone oczy. Żałował jednak, że je otworzył, bo wraz z urazem wzroku od rażącego słońca za oknem, dopadł go równie nieprzyjemny ból głowy. Przeciągnął się, wstał, zasłonił okno i udał się do łazienki. Podczas chłodnego prysznica nawiedziły go przemyślenia. Czasami dopadało go poczucie winy, tak jak wczoraj w barze. Chociaż był naprawdę twardym gościem, to nawet tacy mają jakieś uczucia – nawet, jeśli głęboko je skrywają. Został sam. Był sierotą, który żeby przetrwać szmuglował nielegalną broń na terenie Ameryki. Jego gang złapany przez Overwatch został zamknięty, lecz on dostał drugą szansę – szansę zasilenia ich szeregów. Skorzystał z niej i od tej pory walczył i zabijał w imię dobra. Zyskał przyjaciół, których wraz z końcem Overwatch stracił. Był bardzo samotny, lecz nie czuł się z tym źle. Było po prostu ok.
Dziś ma spotkać się z szeryfem policji w Dorado. Dostanie zlecenie na schwytanie jakiegoś łobuza. Dzień, jak co dzień. Następnie ma plan polecieć do Europy spotkać się z Aleksandrą Zarianową, która wytłumaczy mu szczegóły kolejnej misji. Zanim jednak to nastąpi, kilka dni (bądź tygodni, w zależności od tego jak szybko znajdzie i zrealizuje cel) spędzi tutaj.
Popatrzył na siebie w lustrze.
- Chyba muszę się ogolić – stwierdził do własnego odbicia, gładząc się po zarośniętej brodzie.
- Ee tam i tak jesteś przystojny – odpowiedziało odbicie w lustrze z zawadiackim uśmiechem na ustach.
Z takim nastawieniem McCree opuścił motel.
****


Olivia nagle przebudziła się spadając z krzesła

Olivia nagle przebudziła się spadając z krzesła. Popatrzyła w około. Ciemne pomieszczenie bez okien, włączony komputer, wszechobecny bałagan i informacje o Jessim McCree na samym środku zimnej ściany. Tak, wciąż była w swojej kryjówce. Miała tutaj wszystko, czego potrzebuje – tyle przynajmniej ofiarował jej Szpon.
Po całej nocy studiowania życia kowboja w pewnym momencie musiała zasnąć. Uśmiechnęła się jednak na myśl, ile udało jej się osiągnąć. Otóż, Jesse McCree, lat 37, kawaler, aktualnie jest najlepszym na świecie łowcą nagród. Łowcą nagród, który wynajęty zostanie przez Katję Volskaję do schwytania jej. Ogólnie miał całkiem sporo za uszami. Były członek Zadymiarzy, gangu szmuglującego nielegalną broń i sprzęt wojskowy, były członek nielegalnej organizacji Blackwatch, która jest winna egzekucji na Antonio, przy okazji uśmiercając wielu żołnierzy Szponu. Osierocony przez kryzys omniczny.
- Hm, zupełnie tak jak ja – rzekła Sombra bez cienia emocji.
Znalazła jednak jedną, bardzo ważną rzecz. McCree, dzięki wpływom Overwatch, udało się odnaleźć swojego młodszego o 2 lata brata. Niestety niedługo nacieszyli się swoim towarzystwem, bowiem kilka miesięcy później, Will McCree umiera na zapalenie płuc. Wywiązała się jednak między nimi silna więź, dzięki której brat nie pomija Jessiego w swoim testamencie. Poza ofiarowaniem skromnego dorobku, prosi go, aby kontynuował poszukiwania jego narzeczonej. Amy Ramirez pewnego dnia wyszła i nie wróciła już do domu. Will resztę życia poświęcił poszukując jej, teraz miało to przełożenie na jego starszego brata. Sombrze, która ma taki dostęp do przepływu informacji, o jakim McCree mógłby tylko pomarzyć, niedługo zajęło dotarcie do tego co stało się z Amy. Kobieta uciekła od Willa do Europy na zabój zakochana w pewnym Niemcu i albo była tak tchórzliwa, że uciekła bez słowa, albo młodszy McCree nie był tak wspaniałym człowiekiem, jakby się mogło wydawać. W każdym razie z tego, czy innego powodu zmieniła tożsamość. Tak oto, Sombra znalazła czuły punkt śledzonego przystojniaka i wpadła na genialny pomysł. Uśmiechnęła się złowieszczo do zdjęcia Amy Ramirez.
- Muszę odwiedzić fryzjera – stwierdziła.
Zanim jednak wyszła na miasto w poszukiwaniu natychmiastowej wizyty fryzjerskiej, najpierw usunęła z Internetu wszelkie zdjęcia ślicznej blondynki.
****
Kowboj wkroczył do posterunku policji w Dorado. Krótko rozejrzał się po zatęchłych, obitych deskami ścianach. Posterunkowy uniósł brew na staroświecko ubranego mężczyznę. Zanim jednak zdążył się odezwać, zza jego pleców wyłonił się ktoś inny.
- O witam Panie McCree! – ku niemu z wyciągniętą ręką zbliżał się mężczyzna z mięsistym, siwym wąsem i wyjątkowo zachrypniętym, tubalnym głosem – Starszy aspirant Christian Chavez – rzekł ochoczo.
- Witam aspirancie – odpowiedział lekko zadziornie Jesse i odwzajemnił gest podania dłoni.
- Zapraszam do swojego biura – aspirant wskazał dłonią na mahoniowe drzwi.
Ruszyli więc, lecz nie wiedzieli, że jest z nimi jeszcze jeden gość.
Używając swojej zadziwiającej umiejętności jaką jest niewidzialność, Sombra wkradła się do biura Chaveza. Biuro wyglądało dużo przyjemniej niż główne pomieszczenie posterunku. Ciepłe, brązowe drewno na ścianach i takie same na podłodze, dużo okien przez które wpadało światło, jedna ściana wylepiona zdjęciami, mapami i listami gończymi oraz takie dodatki jak ogromne poroże nad drzwiami wejściowymi sprawiało naprawdę dobre wrażenie.
- Siadaj kowboju. Kawy, herbaty?
- Dzięki, nie trzeba – odpowiedział dając do zrozumienia, że przyszedł tu w konkretnym celu.
- Dobrze, a więc McCree – aspirant zaczął już bardziej rzeczowym tonem, zasiadając po drugiej stronie biurka – Twoim zadaniem będzie schwytanie głowy gangu Los Muertos.
Sombrze zabrakło tchu, wciągnęła dość głośno powietrze, ale natychmiast zasłoniła usta ręką. Jesse migiem obrócił się w jej stronę. Serce zabiło jej mocniej. „Czy to możliwe? Nie... Pomyśli że mu się wydawało". Zmrużył oczy, jeszcze chwile popatrzył się w tylko sobie znany punkt, po czym odwrócił się do Chaveza. Zanim ten zdążył zapytać, co tak zaalarmowało kowboja, on odezwał się pierwszy
- Martwy, żywy?
- Obojętne. Los Muertos już za długo terroryzuje to miasto. Ludzie stąd uciekają, bo są okradani, kobiety gwałcone, omniki bite aż do ostatniej śrubki – aspirant nie zauważył kiedy wstał.
Podszedł do regału z oznaczonymi literami szufladami. Wyjął plik dokumentów i rzucił nim na biurko w stronę Jessego. Sięgnął po teczkę. Kartkował dokumenty, a z każdą następną stroną wzbierały w nim coraz większe emocje. Zgrabiona piekarnia, otruta rodzina, dzieci, kobiety...
- Zajmę się tym – powiedział stanowczo – jeszcze dziś.
- Wspaniale. Ich szef nazywa się Antonio Gomez – podał mu jeszcze jeden dokument – tu jest wszystko, co o nim wiemy.
McCree spojrzał na samotną kartkę papieru – to właściwie niewiele – stwierdził wskazując palcem na nią.
Aspirant w odpowiedzi wzruszył przepraszająco ramionami, po czym znów wyciągnął pierwszy rękę.
- Dorado liczy na Ciebie – powiedział kurtuazyjnie.
- Hehe, nie zawiodę go – odpowiedział podając rękę.
- Cena nie gra roli...
- Dogadamy się po wykonanej robocie - przerwał mu.
Wychodząc przez drzwi Jesse jeszcze raz spojrzał się w stronę, z której dobiegł go dziwny odgłos. Sombra mogłaby przysiąc, że spojrzał jej prosto w oczy. Kiedy tylko wyszła za nimi przez drzwi, czym prędzej wybiegła z posterunku. Schowała się za winklem i upewniwszy się, że nikt nie zerka w jej stronę, zdjęła kamuflaż.
- No pięknie – rzekła gorączkowo.
Chodziła w tą i z powrotem, z dłonią przy ustach, zastanawiając się gorąco, jak powinna to rozegrać. A czasu miała niewiele. McCree stwierdził, że weźmie się za to od razu. Podskoczyła, gdy usłyszała dzwonek swojej komórki.
- Co tym razem? – zapytała oschle.
- Raport – odpowiedział męski, mroczny głos.
- Śledzę byłego agenta Overwatch. Twojego dawnego przyjaciela, Gabrielu – rzekła ironicznie.
- Kogo?
- Kowboja
- Wyeliminuj – odpowiedział Reyes, po czym się rozłączył.
Sombra zaśmiała się na głos. Wyeliminować? Kogoś, kto tak bardzo jest jej teraz przydatny? Jeszcze poczekasz Gabrielu, na pewno nie teraz. 
No dobrze... Teraz tylko kwestia, jak zbliżyć się do McCree. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że teraz poluje na głowę gangu, w którym niegdyś aktywnie działała. Zdradzenie go mocno naruszy jej bezpieczeństwo w Dorado. Musiała rozegrać to jakoś inaczej. Zakręciła na palec swój blond warkocz. Znów zaśmiała się głośno - „Wyglądam jak niewinna dziewczynka".
- Aha! – do jej głowy znów wpadł kolejny, genialny pomysł. W jej mózgu trybiki pracowały z taką intensywnością, że zdawało jej się, że je słyszy – Czas odegrać rolę kobiety w opałach.
Sombra dobrze wiedziała, gdzie McCree rozpocznie polowanie. Los Muertos miało swoje miejsce spotkań. Każdy wiedział gdzie, lecz nikt tam nie chodził. Jeżeli tylko wpadnie w odpowiednim czasie na kogoś nowego w gangu, kto jej nie rozpozna, jej plan powiedzie się.
****


Pod osłoną nocy, czarująco przystojny kowboj, udał się na ulicę Abasolo     

Pod osłoną nocy, czarująco przystojny kowboj, udał się na ulicę Abasolo. Z tego co mu wiadomo, gdzieś tutaj, wśród ubogiego osiedla, znajduje się miejsce spotkań Los Muertos. Powitała go grobowa cisza. Kilka latarni mrugało złowieszczo, z każdej strony patrzyły na niego namalowane fluorescencyjnym sprejem twarze i nawet księżyc na niebie zdawał się tutaj przygasać. Mijał opuszczone gospodarstwa i działalności. Gdzieniegdzie ciała zbitych omników. Dłuższej chwili poświęcił jedynie zrujnowanej piekarni "Panaderia Las Nieblas". Jak bardzo trzeba być spaczonym, żeby robić takie rzeczy? Okradać ludzi z dorobku, nawet dzieci; gwałty, zabójstwa. Ile razy on sam zabił? Nie sposób zliczyć. Wierzył jednak, że działa w słusznej sprawie. Jakby na potwierdzenie tej myśli coś się wydarzyło. Głośny, kobiecy krzyk natychmiast skupił całą jego uwagę. Wbiegł w prześwit, w którym troje mężczyzn, z twarzami wymalowanymi fluorescencyjną farbą napadali na kobietę. Jeden z nich dusił ją o ścianę, drugi ściągał ciuchy, trzeci stał na czatach i to on pierwszy dostrzegł McCree. Nie zdążył jednak nic powiedzieć reszcie gangu, ponieważ dostał prosto między oczy granatem błyskowym. Wszyscy troje, plus atakowana dziewczyna, oślepli na parę chwil. Duszący upuścił kobietę, która padła na ziemię i zamarła w bezruchu. Jesse wykorzystując ich zamroczenie, każdemu wypłacił po zdrowym prostym i sierpem na poprawkę.
- Spróbujcie do kogoś równego sobie. Oczywiście nie do mnie, ja jestem dla was za dobry -
- Zapłacisz za to! - krzyknął jedyny przytomny z nich próbując zebrać się z ziemi - Nasz szef ci tego nie popuści!
- Na to liczę - odpowiedział kpiąco i kopnął go z całej siły prosto w twarz.
Podczas, gdy nieprzytomni i zalani krwią gangsterzy leżeli bezwładnie, McCree podbiegł do kobiety. Wziął ją na ręce i wstał z zamiarem jak najszybszego dostarczenia jej służbom medycznym. Ku jego zdziwieniu, ta ocknęła się, objęła go wokół szyji i przytuliła policzkiem do niezbyt schludnego zarostu kowboja.
- Nic mi nie jest, mój bohaterze. Możesz mnie postawić - rzekła półgłosem.
Lekko zaaferowany jej bezpośredniością, delikatnie odstawił ją na ziemię.
- Dziękuję - uśmiechnęła się uwodzicielsko.
- Nie ma za co, pięknej pani. Ale musisz stąd natychmiast uciekać, zaraz może być ich więcej -
- O, nie zostawię mojego bohatera samego w potrzebie. Ja też umiem sobie radzić. I muszę się odwdzięczyć - znów uśmiechnęła się, ale tym razem jakoś tajemniczo.
McCree nie zdążył bezkompromisowo wrzucić jej do najbliżej taksówki. Ba! Nie mógł nawet nic odpowiedzieć, ponieważ wokół nich zgromadziła się cała banda Los Muertos. Większość trzymała kije bejsbolowe, w każdej chwili gotowi do ataku. Z szeregu, z krzywym uśmiechem wyszedł jeden z nich.
- Ostatnie życzenie, kowboju?


- Ostatnie życzenie, kowboju?     

****************
Jak oceniacie pierwszy rozdział? Czegoś za mało, za dużo? Akcja powoli będzie się rozkręcać, mam nadzieję, że się nie zawiedziecie :)

Prolog



Zupełnie niestrudzona faktem, że poluje na nią rosyjskie wojsko, Olivia (czy też niektórym bardziej znana pod pseudonimem Sombra), popijała właśnie czarnego Johny'ego Walkera w jednym z barów w miejscowości Dorado. Lokal obity brązowymi deskami, z ogromnym porożem nad ladą, obrazami ze starych westernów i okrągłymi stolikami w dzisiejsze święta świecił pustkami. Tylko nieliczni samotnicy udali się tutaj jakoś przetrwać ten czas. Przebywała w miejscu, w którym nie powinna się pokazywać. Zaśmiała się cicho pod nosem. To tutaj pogrążyła ogromny koncern energetyczny LumeriCo, tutaj działała nielegalnie w przestępczej grupie Los Muertos, tutaj była wystawiona na łatwy cel dla Aleksandry Zarianowej. Znów zaśmiała się, tym razem drwiąco – „Myślałaś Katjo, że się nie dowiem?". Sombra z pewną trudnością znalazła utajniony list gończy z jej podobizną - a gdzie zaczną się poszukiwania, jak nie w rodzinnym mieście? Można pomyśleć, że to samobójstwo, ale Olivia była na tyle arogancka i pewna siebie, że drwiła z niebezpieczeństwa. Czuła się najlepsza, niepokonana, nie do schwytania. Wyjęta spod prawa, poza kontrolą, szantażuje wpływowych ludzi dzięki swoim hakerskim umiejętnościom. Aktualnie, popijając bursztynowy płyn, planowała zemstę na swojej „przyjaciółce". „Myślisz, że jesteś ode mnie cwańsza, Katjo? Grubo się mylisz" – rozmyślała przeglądając holozdjęcia kilkuletniej córki Katji. Taaak, Sombra miała wiele za uszami, a wyrzuty sumienia były dla niej czymś zupełnie nieznanym. Nie mogła jednak równać się ze swoją partnerką broni – Amelią Lacroix, która poddana okropnym zabiegom i eksperymentom straciła człowieczeństwo. Wraz z nią, Sombra działa w tajnej, terrorystycznej organizacji o nazwie Szpon, mającej na celu zawładnięcie światem. Zamach na Katję Volskaję miał wykluczyć Rosję z udziału w wojnie. To się jednak nie udało dzięki sabotażowi Olivii – która miała w tym własny interes, nie żeby jej zależało na pokoju na świecie, czy czyimś życiu. Rzeczywistość zmuszała do wielu zabójstw, u niej jednak nie dało się dostrzec cienia skruchy. Nie tyczyło się to pijanego mężczyzny na drugim końcu baru. Ubrany jak typowy kowboj, raz po raz prosił barmana o dolewkę, w końcu zasypiając na ladzie. Sombra, zwróciwszy w końcu na niego swoją uwagę, zmarszczyła lekko czoło. Mogłaby przysiąc, ze gdzieś już go widziała. Wstała. Idąc w stronę łazienki, przelotem dyskretnie dotykając jego ramienia – i już miała podstawowe informacje. Zamknięta w kabinie, w skupieniu odczytywała informacje o mężczyźnie.

- No proszę – zaśmiała się drwiąco – Jesse McCree.


Jesse McCree, były agent Blackwatch i Overwatch. Niegdyś także szmugler nielegalnej broni.


- Ty też masz trochę na sumieniu – szepnęła, gdy dokopywała się do coraz ciemniejszych zakamarków jego przeszłości.


Przypomniała sobie również skąd go znała. McCree udaremnił Szponowi napad na pociąg przewożący odłamek dysku, który Sombra próbuje skompletować od kilku lat. Dysk ten ma pozwolić jej, jeszcze skuteczniej hakować rządowe zabezpieczenia. W jego mechanizm zostały wbudowane programy pozwalające przedrzeć się przez najnowsze antywirusy, a twórcami są najbliższy informatycy ONZ. Mogłaby wtedy zdobyć to, na co Szpon poluje od jakiegoś czasu – najważniejsze dane agentów Overwatch. Hakerka znów zaśmiała się – gdyby wiedział, że obok niego przez cały czas siedziała kobieta, odpowiedzialna za zamach na pociąg. Pewnie by ją zabił. Los jej sprzyja, że to ona zdemaskowała go pierwsza. Postanowiła to wykorzystać.
Jak gdyby nigdy nic, Sombra wróciła do baru, siadając tym razem obok McCree. On, zupełnie nieprzytomny, pochrapywał od czasu do czasu. Udając przed lekko zniesmaczonym barmanem, że chce obudzić pijanego mężczyznę, wsunęła mu swoją dłoń pod rękaw. Bawiąc się przy okazji włoskami na jego przedramieniu, zbierała jeszcze więcej jego danych, poprzez skanowanie DNA. Kowboj poruszył się niespokojnie. Sombra cofnęła rękę, którą szybko wypełniła szklanką z whisky. Spojrzał na nią, lecz udawała, że tego nie dostrzega sprawiając wrażenie pochłoniętej myślami – co faktycznie miało miejsce. Wyobrażała sobie, jak w swojej kryjówce dowiaduje się każdej najmniejszej rzeczy o mężczyźnie obok. Wyprostował się, przetarł oczy dłonią, rzucił jej ostatnie spojrzenie, po czym wstał.


- Halo, halo! A zapłaci to kto? – zwrócił się za nim barman.


Jesse odwrócił się i z pogardą rzucił na blat dolary.


- Reszty nie trzeba – wycharczał bez emocji i wyszedł.


Olivia wiedziała, że nie może go teraz zgubić. Musi wiedzieć, gdzie go szukać. Wyszła w chwilę po nim. Od razu uderzyło ją zimne, orzeźwiające powietrze. Rozejrzała się na lewo i prawo. Szedł lekko chwiejnym krokiem w sobie tylko znanym kierunku. Używając umiejętności niewidzialności udała się za nim całkowicie niezauważona, wcześniej zostawiając przed wejściem do baru swój translokator. Nietrudno było go śledzić - był jedyną żyjącą istotą podążającą ulicami Dorado. Po kilku chwilach śledzony jegomość skręcił w lewo, gdzie za zakrętem znajdował się motel. Sombra popatrzyła chwilę na baner obskurnej noclegowni. Jej myślom nasuwało się jedno rozwiązanie – on tutaj nie mieszka. Zatem, co tutaj robił? Translokator przeniósł ją z powrotem pod bar. Popatrzyła po opustoszałej i chłodnej ulicy. Nie poczuła nic, gdy przechodząc obok kamienic usłyszała rodzinne śpiewanie kolęd i zapach świeżo upieczonych ciasteczek. Nie poczuła nic na widok pięknie wystrojonej choinki na środku miejskiego rynku. Poczuła jedynie chęć dołączenia do byłych kompanów Los Muertos okradających właśnie piekarnię. Wiedziała jednak, że pakowanie się w kłopoty, jeszcze tak błahe jak chuligański rozbój, nie pomogą jej w jej planach. Cichym krokiem odeszła w stronę swojej podziemnej kryjówki niezauważona, a tam po kilku chwilach, cała ściana wyściełana była powiązaniami i informacjami na temat Jessego McCree.








Słowami wstępu

Drogi czytelniku !

W pierwszej kolejności pragnę podziękować Ci, że zainteresowałeś się moim blogiem. Znajdziesz tutaj fanowskie opowiadanie o postaciach z gry Overwatch.
Głównym shipem jest SombraxMcCree. Pojawią się też poboczne, ale tego na razie nie zdradzę :)

W drugiej kolejności, chcę przeprosić za jakiekolwiek błędy ortograficzne i/lub merytoryczne. Piszę sama i czasami może się zdarzyć, że coś mi umknie.

Po trzecie, gorąco zachęcam Cię do komentowania. To dodaje weny i motywacji. Jeżeli spodoba Ci się to opowiadanie i nie będziesz mógł się doczekać następnego rozdziału - koniecznie poinformuj mnie o tym!

Dziękuję za uwagę i zapraszam do pierwszych rozdziałów.
Miłej zabawy :)